środa, 7 maja 2014

Grube dziecko

Dzisiejszy dzień na zielono, zjadłam 700/800 kcal i mam nadzieję, że na tym się skończy, ewentualnie zjem jeszcze jogobellę light. (wyjdzie 790/800)

Dziękuję za Wasze komentarze, za wsparcie ;*

Byłam dziś z mamą na zakupach. Ostatni dzień, kiedy z powodu matur mam wolne, więc chciałam wykorzystać okazję i na spokojnie kupić sobie dużo dietetycznego jedzenia. W moim koszyku znalazły się jogurty light, płatki owsiane, warzywa w mrożonkach, serek wiejski chudy, twaróg, mleko 0,5%, otręby i wafle ryżowe. No i awaryjnie kupiłam również puszkę coli 0. Tylko jedną, zupełnie awaryjną, na wszelki wypadek, bym miała po co sięgnąć w jakimś trudnym momencie, zamiast żreć ciastka.
Przed nami, przy kasie stała matka z dzieckiem. Kobietka, dość korpulentna chłopczyk również, nie wyglądał na niedokarmionego. Stojąc jeszcze przy kasie, jadł jakąś bułkę. Nienawidzę, jak gapią się na mnie dlatego szybko przestałam im się przyglądać.  Mama, jak to ma w zwyczaju wszystko musi widzieć, więc, po wnikliwej obserwacji, rozmawiałyśmy w samochodzie.
Jak stwierdziła mama, ta babka kupowała więcej słodyczy i kolorowych napojów niż u nas w domu idzie przez miesiąc. Swój wywód zakończyła stwierdzeniem:
"Najgorsze są złe nawyki, których uczą rodzice w dzieciństwie".
Cieszę się, że moja mama nigdy mnie nie przekarmiała. Moja dalsza kuzynka ciągle była karmiona "za mamusię, za tatusia", a podczas rodzinnej imprezy, dwa lata temu, stwierdziłam, że je tyle, co mój tata. Obecnie, ma 11 lat i lekarz zalecił jej dietę i ruch, bo miała dużą nadwagę. Nie mam pojęcia, jak jej to idzie, wiem tyle, ile mówi mi babcia.  Bardzo jej współczuję, bo na pewno nie jest jej łatwo. No, ale nie ma co się oszukiwać, sytuacji winni są głównie jej rodzice.
Ja nigdy nie byłam ani bardzo gruba, ani bardzo chuda. Taka po środku. Sądzę, że gdyby moi rodzice mieli takie metody, jak jej, obecnie ważyłabym dużo więcej, bo jednak w rodzinie jest dużo osób otyłych.

Okej, na koniec nieco thinspiracji:


A to zdjęcie, oglądajcie za każdym razem, kiedy czujecie, że zbliża Wam się napad:


Trzymajcie się ;*






wtorek, 6 maja 2014

A jednak...

Wróciłam na HSGD. Red Queen miałaś racje, za wcześnie odpuściłam.
Jeden zawalony (nie tak bardzo) dzień to nie koniec świata.
Dziś już 900/900 kcal, więc wróciłam na dobry tor.
Zjadłam: chlebki wasa z szynką, kurczaka pieczonego bez tłuszczu, warzywa na parze, porcje płatków fit z mlekiem, 2 kawy z niewielką ilością mleka.

Odchudzam się od ok miesiąca, (chociaż ambicje pojawiły się dużo wcześniej, i objawiały się fazami na ćwiczenia i  rezygnacją na kilka dni ze słodyczy) i naprawdę dostrzegam efekty. Mama też. Pochwaliła mnie dziś, że boczki mi się nie wylewają *_*
Są jeszcze widoczne, ale nie są to te boczyska, które miałam.
Mama jednak przestrzegła:
Rób wszystko by nie mieć efektu jojo

Utrzymanie wagi, będzie jak sądzę gorsze od samego jej zrzucenia. Ale nie zamierzam dopuścić do powrotu tłuszczu.
Tylko najpierw muszę się go pozbyć do końca.

Trochę żałuję, że nie zważyłam się miesiąc temu. No, ale czasu nie cofnę.


poniedziałek, 5 maja 2014

Zmiana diety (jetem beznadziejna)

Tak.
Zmiana diety, na "jeść ja najmniej", co będę dopasowywać do danego dnia. Dzisiaj... Sama nie wiem. Dzień czerwony, bo zjadłam 1412/1100 kcal, czyli dużo, ale nie tragicznie. Doszłam do wniosku, że gdybym nie wliczała owoców i warzyw (ale w moim wypadku, to bez sensu, bo czasem jem TYLKO to) byłoby w granicach 1170.
Zmieniam dietę, na moją własną "etapową" Powiedzmy, że początek HSGD można uznać za pierwsze dni. Jeden etap to 1 miesiąc (30 dni). Jeżeli jestem grzeczna przez cały miesiąc, mam nagrodę, np nowe ciuchy i jeden dzień przerwy (za ten miesiąc już wykorzystany). Zasada jest taka, że mam się starać jeść jak najmniej. Dni wygrane, to takie, kiedy czuję niedosyt, głód i zjadłam mało. Dni przegrane, to takie w które obżeram się jak świnia. Będą jeszcze dni pośrednie (dopuszczalne 2 w miesiącu), kiedy zjem mało, ale z zakazanymi produktami- słodyczami i alkoholem. W słodycze, nie wliczam owocowych i waniliowych jogurtów, ale z czekoladą itp już tak Dziś nie byłam świnią, ale prawo nie działa wstecz, więc dzień czerwony.
...
Zmierzyłam się dziś.
Po miesiącu, od kiedy ograniczam jedzenie.
Kiedy bałam się stanąć na wadzę, a nie byłam w stanie ubrać jednych jeansów, więc wolę nie myśleć, co było.
Nie mierzę tylko biustu, ale też się zmniejszył. Mam takie duże D (prawie E, bez komentarza....) a obecnie jest duże C. Chcę małe B, bo nie cierpię mojej figury. Mam bardzo szerokie biodra, wielkie cycki, zarysowaną talię, i zaokrąglone uda. Niektórzy twierdzą, że to super kobiece, ale ja uważam, że wręcz wulgarne.
Było:                Jest:
talia 73--------->  68 cm
biodra 99,5 ------> 95 cm
udo: 58*---------> 55,5 cm
* jakieś 2 miesiące temu miałam fazę na robienie przysiadów. Z mojego uda, gdzie było 56, zrobiło się 58...
(bez stosowania diety)

Taaaak.... kupiłam sobie dziś elegancki pasek do spodni. To 4,5 cm, może się komuś wydać małe, ale różnica jest duża, widać po spodniach. Pasek jest w rozmiarze S/M. Miesiąc temu.... nawet bym na niego nie spojrzała.


....

Co do Waszych komentarzy.
Dziękuję za radę co do jedzenia, co 3 h. Mój pomysł, by jeść co dwie, zrodził się z diety zegarowej, gdzie jest taka zasada. Fakt, doedukowałam się dopiero teraz, całe życie uczymy się na błędach ;) Nawet jeżeli nie było to zbyt dobre, na pewno nauczyło mnie systematyczności jedzenia, z Waszej rady skorzystam.
Panno Dream, dlaczego chcę schudnąć? Ano dlatego, że chcę dobrze czuć się w swoim ciele. Być bardziej delikatna, zwiewna.  Być sobą.

Do jutra ;*


niedziela, 4 maja 2014

Tydzień dla poprawy metabolizmu!

Bardzo dziękuję za rady ;* Kupiłam dziś zachwalane przez Was produkty i o warzywach na patelnie z Frosty muszę powiedzieć, że są naprawdę smaczne, a wafle proponowane przez Zbyt Grubą, świetnie nadają się jako zamiennik pieczywa. Dobrze smakują z lekką pastą pomidorową, którą zrobiłam dziś po raz pierwszy. Oto przepis:
2 średnie dojrzałe pomidory (niezbyt soczyste, można je odrobinę odcisnąć)
pęczek świeżej bazylii
szczypta czosnku granulowanego
sól, pieprz do smaku
pół łyżeczki chilli
łyżka keczupu
2 łyżki chudego twarogu
Pomidory parzymy, by zeszła z nich skórka. Wszystkie produkty miksujemy.
Smak jest dość ciekawy, a cała ilość ma w granicach 120 kcal, można ją podzielić na kilka porcji. W łyżce pasty jest +/- 20 kcal.
 Chciałabym dziś napisać kilka słów na temat spowolnionego metabolizmu. Jest to problem wielu z nas, zwłaszcza piszę to dla dziewczyn, które jedzą poniżej 500 kcal, lub mają, po prostu, metabolizm wolny "z natury".
Zanim zaczęłam HSGD, postanowiłam go trochę podkręcić.
Rozpisałam sobie plan na 7 dni. Było o tyle ciężko, że realizowałam go tuż przed okresem, a wtedy mam duży apetyt, nie wspominając już o tym, że zbiera mi się woda i jakikolwiek spadek wagi jest prawie niewykonalny.
Waga jednak spadła o 0,5 kg, co w tych okolicznościach było dużym sukcesem.
Plan jest następujący:

Jemy co 2 h (to było najtrudniejsze, ale co ciekawe, dzięki temu, nie odczuwałam w ogóle głodu), ostatni spożywamy 3 h przed snem, a pierwszy jemy tuż po przebudzeniu. Kaloryczność można dobierać indywidualnie, ważne by ostatni posiłek był bogaty w białko. Dodatkowo, co drugi dzień pijemy sok z kiszonej kapusty, tyle ile mieści się w kieliszku na wódkę, nie zaliczałam go jako posiłek, nie liczyłam z niego kcal Na śniadanie (pi)jemy koktajle, które robimy w taki sposób: 100 ml jogurtu, lub kefiru mieszamy ze 100 ml soku warzywnego i łyżką otrębów owsianych. Pijemy co godzinę szklankę wody (można oczywiście pić więcej) i używamy jak najwięcej przypraw.
Mój przykładowy dzień:
6.30- koktajl
8.30- jabłko
10.30- mały jogurt light (np jogobella)
12.30- surowe marchewki
14.30- warzywa na patelnie
16.30- 2 jajka na miękko
18.30- jogurt naturalny.
Oczywiście, nie chodziłam z zegarkiem i nie sprawdzałam co do minuty godzin posiłków, było to 15 min granicy błędu. W weekend wstaję o innej porze, inaczej chodzę spać i to już sobie dostosowywałam. Przyznam, że to było trudne, ale dało efekty. Przyzwyczaiłam się do mniejszych porcji, poza tym mój metabolizm obecnie jest całkiem niezły.

Dziś 6 dzień... niby jedzenie dobre, ale nie mam apetytu. Wątpię, że przekroczę 1000 kcal. Do tej pory zjadłam niecałe 900, a powinnam 1100.
Plus jest taki, że dzień na zielono. :)

sobota, 3 maja 2014

Mój kuchenny niezbędnik

Red Queen, dzięki za tą informację, bo kiedyś miałam problem z niedoborem magnezu, ale też przez to, że jestem straszną kawoszką ;)
Zbyt Gruba, unikaj tylko dosładzanych soków owocowych, bo nie dość że to sama chemia, to jeszcze kupa cukru. Natomiast jednodniowe i większość warzywnych (najlepiej czytać składy) są jak najbardziej ok, a yerba faktycznie zmniejsza apetyt
overpower weakness, ja sama długo nie mogłam się do nich przekonać. O tym co sprawiło, że przeprosiłam się z sokiem pomidorowym będzie w tym poście :)
Panna Dream, polecam Ci soki Marwitu, które są faktycznie bardzo zdrowe, a w sumie niczego do mich nie potrzeba. Jeżeli lubisz różne mieszanki, kup kilka rodzajów i mieszaj ile dusza zapragnie :)
Podobnie jak większość dziewczyn też lubię sok marchwiowy.
Bardzo dziękuję za ciepłe słowa :*

Chciałabym napisać dziś kilka słów, o sprzęcie kuchennym i produktach, które zjadam. W sumie pół dnia spędziłam robiąc wszystkiemu zdjęcia, których jednak nie polubił mój komputer i przez resztę czasu szukałam ich w otchłani internetu, niczym Alicja, szukająca różnych rzeczy, po Krainie Czarów ;)

Na początek, chciałabym powiedzieć nieco o miarach i wagach.  Polecam stronę ilewazy.pl gdzie wszystko jest przełożone na "domowe" jednostki. Łyżka, garść itp. Niestety ja sama jestem osobą, która nie ma "oka" do takich rzeczy. Wydaje mi się, że moje owoce są mniejsze lub większe, łyżki głębsze itp. Tak więc zainwestowałam w następujące rzeczy:


Udało mi się znaleźć identyczna wagę z moją. Kupiłam ja w Rossmanie za ok 30 zł. Jestem z niej bardzo zadowolona, tym bardziej, że nie przepłaciłam. W sklepach z elektroniką jej koszt to ok 50 zł. 
Jeżeli zaś chodzi o miarkę, to można kupić ją w każdym większym supermarkecie. Kosztuje w granicach
 5-10 zł, i jest bardzo praktyczna. Wiem dokładnie ile mleka/soku użyłam i nie muszę już myśleć nad pojemnością szklanek, bo naprawdę, rzadko zdarza się by któraś miała to 250 ml, zwykle mają około 200. Często wydaje się, że szklanki wyższe mieszczą w sobie więcej napoju, a jest to złudzenie optyczne. W rzeczywistości, te niskie, pękate szklaneczki mają dużo większą objętość.
Poza tym używam jeszcze patelni do naleśników (kupiłam ją za chyba mniej niż 20 zł w biedronce), ponieważ można na niej smażyć omlety, które uwielbiam, bez dodatku tłuszczu.
Poza tym używam już nudnego, normalnego sprzętu ;)

Przejdźmy do produktów spożywczych.
Jak pisałam, będzie tutaj dlaczego polubiłam sok pomidorowy. Obrazek będzie dość wymowny.


Mówiąc wprost, moim ulubionym drinkiem, była Krwawa Mary. Jak wiadomo alkohol to bomba kaloryczna, więc, powiedzmy, że powstała wersja "dla niepełnoletnich, odchudzająca" 
200 ml soku pomidorowego (ok 35 kcal)
4 kostki lodu
szczypta chilli (które dodatkowo przyspiesza przemianę materii)
szczypta soli ( chyba, ze jest już w soku- CZYTAJMY ETYKIETY)
Zwykle nic już nie dodaję, ale można wzbogacić smak limonką i 2 listkami selera ;)

Serek Bieluch lekki:




W 150 g ok 125 kcal. Bardzo go lubię zarówno, na słono (czyli po prostu na chlebkach wasa) jak i na słodko w roli pysznego kremu kawowego.
Zrobienie go wymaga 3 składników: owego serka, łyżeczki kawy rozpuszczalnej, słodzika do smaku. 
Słodzik i kawę rozpuszczamy w gorącej wodzie, następnie ubijam serek z ich roztworem. Kiedy mam ochotę na słodycze jest nieoceniony.

Twaróg chudy:




Nie podam dokładnej kaloryczności, ponieważ, na każdym jest nieco inna. Cała kostka ma jednak zawsze nieco ponad 200 kcal. Ja jem go bez dodatków- zapycha jak złoto. Poza tym, białko, jedzone na kolację "odchudza".

Ser żółty light:



Kocham ser żółty. Po prostu kocham. Jego wersja "odchudzająca" ma 290 kcal w 100 g. Jeden duży plasterek, to ok 20 g. Należy jednak pamiętać, że kaloryczność najlepiej jeszcze sprawdzić na opakowaniu, ponieważ wersje poszczególnych producentów mogą się różnić.

Warzywa na patelnie:


Najbardziej polecam włoskie z Biedronki. Są po prostu pyszne i mają jedynie 115 kcal w połowie paczki. Smażmy je "na wodzie", czyli po prostu gotujmy je w małej ilości wody, aż nie wyparuje. Można również przyrządzić je na oliwie. Przypominam, że nie ma w organizmie reakcji, która zmienia tłuszcz w tłuszcz, poza tym znacznie lepszą opinią cieszą się diety wysoko tłuszczowe , nie węglowodanowe. Każdy zdrowy tłuszcz (oliwa, tez w rybach morskich) ma bardzo dobry wpływ na nasze ciało, kondycje skóry itp. Już starożytni Grecy docenili oliwę, pamiętajmy o tym!

Chlebki wasa /sonko /liczne podróbki:

Jedynie 20 kcal w jednym! Są smaczne i mogą zastępować z powodzeniem pieczywo.

Batoniki musli:

Nie jest to szczyt zdrowego jedzenia, jednak te od Nestle są po prostu pyszne. Mają 90-92 kcal (zależy od smaku). 
Są na pewno lepsze niż twixy itp. Powiedzmy, że raz na jakiś czas, nie zabiją. ;)

cynamon:


Uwielbiam cynamon i sypię go niemal do wszystkiego. Jak wiele przypraw poprawia przemianę materii. Dodaję go do jogurtów, kawy (pyszności) i posypuję nim sałatki owocowe.

imbir:
Podobnie jak cynamon imbir pełni ważną rolę w mojej kuchni. Dosypywany do napojów daje im rozgrzewającą moc, a kiedy nie zapomnę, zalewam rano łyżeczkę imbiru wrzątkiem i piję, kiedy przestygnie. Oczyszcza to organizm i poprawia przemianę materii.

Kawa rozpuszczalna:



Mówiąc szczerze, niezbyt ją lubię do picia, zdecydowanie wolę tą z fusami. Kiedyś uwielbiałam kakao nesquik i kawa rozpuszczalna mi go zastąpiła. Dodaję ja do mleka ze słodzikiem (taka wersja latte) i jogurtów, serków itp, by nadać im smak.



5 dzień HSGD... Jest bardzo dobrze. Zostało mi jeszcze 350 kcal do końca dnia, aktualizuję bilans wieczorem.
No! wyszło 920/950 kcal :)
(owsianka, batonik musli, szynka chleb wasa, warzywa, sałatka, sok pomidorowy, jogobelle 0)



piątek, 2 maja 2014

Kilka informacji o napojach i moich dietkowych bojach ;)

Dziękuję Wam za to, że jesteście. Czuję się dzięki temu silna.
Nie dopuszczam myśli porażki.
....

Jak w tytule, chciałabym napisać kilka rzeczy, o dietetycznych napojach. Nie mówią tylko o coli light, ale też o sokach warzywnych, zwykłej wodzie i zielonej herbacie.
Zacznijmy od prawdziwiej kopalni witamin i minerałów - sokach warzywnych. Muszę przyznać- nienawidzę wielu z nich. Jedyne tolerowane, to marchewkowy i pomidorowy. Pierwszy z nich najlepiej zrobić samemu, ewentualnie kupić taki prawdziwy, jednodniowy- świetnie walczy z głodem, idealnie nadaje się do śniadania.
Pomidorowy- najmniej kaloryczny (17 kcal/100 ml) i  bardzo zapychający. Najlepiej smakuje schłodzony z dodatkiem chilli i kilkoma kostkami lodu. Na przemianę materii dobrze działa sok z kiszonej kapusty (nawet bardzo), ale muszę przyznać, że jest ohydny ;P. Nie pijcie go nigdy więcej niż 100 ml, bo działa silnie przeczyszczająco!
Moja ulubiona zielona herbata- właśnie wypiłam cały kubek ;) myślałam, że z tą poprawą przemiany materii, to tylko pobożne życzenie, ale naprawdę działa. Bardzo polecam. Świetnie smakuje z listkiem mięty.
Jeżeli chodzi o herbaty, mogę polecić jabłkową- dodajmy do niej odrobiną imbiru, jeżeli lubimy pastylkę słodzika, a będzie niwelowała chęć na słodkie i świetnie rozgrzewała. Yerba mate działa pobudzająco i ma bardzo ciekawy smak. Pu erh dobrze tłumi apetyt, wręcz odrzuca po niej przez jakiś czas do jedzenia-przynajmniej mnie.
Woda- krystaliczna, zimna i bezkaloryczna- idealna. Pijmy co najmniej 2l, bo warto- nie jest się głodnym, a ponadto lepiej działa przemiana materii. Im zimniejsza tym lepiej- ogrzewając ją spalimy dodatkowe kalorie.
 Na sam koniec zostawiłam colę light. Bardzo, bardzo niezdrowa. I niestety równie smaczna. Ma jednak jedną zasadniczą zaletę. Pijąc ją, unikniemy napadów głodu. Kiedy np zbliża się miesiączka (lub trwa), bardzo dobrze oszukuje zwiększone łaknienie. Nie przesadzajmy z nią , mimo wszystko. Może i pobudza, i nie ma kcal, ale to sama chemia.
...
Dziś 1000/1000 kcal. Same zdrowe jedzenie: serek wiejski, owsianka bieluch chudy, chlebki wasa, kawałek piersi z kurczaka, warzywa.
 Dzień 4 zaznaczam na zielono. Musi być dobrze!



czwartek, 1 maja 2014

Każdy dzień powinien wnosić coś w nasze życie

Witajcie :)
Dziękuję za miłe, motywujące komentarze.

Dzisiejszy dzień zaliczam do udanych.
Zjadłam 887/900 kcal: idealnie.
Byłam na długim spacerze- przez okres, czuję się jakby potrącił mnie autobus, więc na więcej nie mogę sobie na razie pozwolić.
Oglądałam "Lejdis". Dawno się tak nie uśmiałam, to chyba jeden z nielicznych, zabawnych, nowych, polskich filmów.

Zmieniłam wygląd bloga. Na bardziej "alicjowaty" Tak, Red Queen, motyw się tu przebija ;)
Absolutnie uwielbiam tą powieść. Film, Disneyowski i ten Burtona też lubię. Może komuś wyda się to dziecinne, że lubię Alicję. W sumie jestem jej imienniczką, ale to byłby żałosny powód. Chodzi raczej o to, że to taka słodko- gorzka fabuła, wyważona. Dobrze wpleciona zarazem w codzienność, jak i całkowitą bajkowość.  Bywają momenty wesołe i smutne. Dużo bardziej lubię tego typu fabułę, niż, rzygającą tęczą .
Świat to nie bajka, nawet jeżeli czasem się tak wydaje. No i uważam, że "Alicja w Krainie Czarów" to dobry wykład filozoficzny, podkreślający rolę indywidualności i wagę marzeń.

Kurcze. Posty podkreśla mi na biało. Nie wiecie może jak to wyłączyć? Będę wdzięczna za informacje ;)
A teraz działa, hmm nie ogarniam komputerów